Święty Jan Chrzciciel – Głos wołającego na pustyni

Zapowiedź i narodziny największego z proroków

Świę­ty Jan Chrz­ci­ciel to postać wyjątkowa – ostat­ni pro­rok Starego Tes­ta­men­tu i bezpośred­ni zwias­tun Mes­jasza. Jego życie, zapowiedziane już przez pro­roków, miało jeden główny cel: przy­go­tować ludzi na przyjś­cie Jezusa Chrys­tusa.

Według Ewan­gelii św. Łukasza, Jan urodz­ił się w żydowskiej rodzinie kapłańskiej – jego ojcem był Zachari­asz, kapłan świą­tyn­ny, a matką Elż­bi­eta, kobi­eta w podeszłym wieku, uznawana dotąd za niepłod­ną. Anioł Gabriel zapowiedzi­ał jego nar­o­dziny Zachari­as­zowi pod­czas służ­by w świą­tyni. Zwias­towanie to było pełne mocy: „będzie wiel­ki w oczach Pana”, „napełniony Duchem Świę­tym już w łonie mat­ki” i „wielu synów Izraela nawró­ci do Pana, Boga ich”.

Nar­o­dziny Jana były więc nie tylko cud­em, ale też znakiem Bożego dzi­ała­nia – i zapowiedz­ią nowego eta­pu w his­torii zbaw­ienia.


Życie na pustyni – prostota, asceza, posłuszeństwo

Jan Chrz­ci­ciel nie prowadz­ił życia zwycza­jnego. Od młodoś­ci prze­by­wał na pustyni – w samot­noś­ci, ciszy i mod­l­itwie. Nosił sier­miężne odzie­nie z sierś­ci wiel­błądziej, przepasane skórzanym pasem, a jego pokarmem były szarańcza i miód dzi­ki. Nie szukał wygód ani pok­lasku – był radykalny i całkowicie odd­any mis­ji, jaką otrzy­mał od Boga.

To właśnie z tej pustyni, z dala od świą­tyn­nych murów i ofic­jal­nych struk­tur religi­jnych, rozległ się głos, który wstrząs­nął Izraelem: „Nawraca­j­cie się, bo bliskie jest królest­wo niebieskie!”. Jan wzy­wał ludzi do poku­ty, do zmi­any ser­ca i przy­go­towa­nia się na przyjś­cie Mes­jasza. Jego słowa były proste, ale bezkom­pro­misowe. Nie bał się potępić grzechu – nawet wśród możnych i wpły­wowych.


Chrzest pokuty nad Jordanem

Najbardziej znanym ele­mentem mis­ji Jana było udzielanie chrz­tu poku­ty w rzece Jor­dan. Ludzie z Jero­zolimy i całej Judei schodzili się do niego, wyz­nawali swo­je grzechy i pod­dawali się rytu­al­ne­mu obmy­ciu wodą. Był to znak gotowoś­ci na duchową przemi­anę.

Chrzest Janowy nie był jeszcze sakra­mentem – ale był głębokim znakiem poku­ty i oczyszczenia. I to właśnie nad Jor­danem doszło do momen­tu przeło­mowego: objaw­ienia Mes­jasza.

Gdy Jezus przyszedł, by przyjąć chrzest z rąk Jana, pro­rok początkowo wzbra­ni­ał się: „To ja potrze­bu­ję chrz­tu od Ciebie, a Ty przy­chodzisz do mnie?”. Jed­nak Jezus nale­gał – i wtedy, gdy zanurzył się w wodzie, otworzyło się niebo, a Duch Świę­ty zstąpił w postaci gołębi­cy, a głos Ojca ozna­jmił: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodoban­ie”. W tym momen­cie Jan spełnił swo­ją mis­ję – wskazał ludziom Baran­ka Bożego, który gładzi grzechy świa­ta.


Świadectwo aż po męczeństwo

Jan Chrz­ci­ciel nie przes­tał głosić prawdy nawet wtedy, gdy przyszło mu stanąć wobec władzy. Otwarta kry­ty­ka niemoral­nego związku Hero­da Anty­pasa z żoną jego bra­ta, Hero­di­adą, doprowadz­iła do uwięzienia pro­ro­ka. Ostate­cznie – na życze­nie Salome, cór­ki Hero­di­ady – Jan został ścię­ty. Jego głowa, na tacy, została przynie­siona Herodowi pod­czas ucz­ty.

Śmierć Jana była męczeńst­wem za prawdę i za wier­ność Boże­mu prawu. Jezus sam powiedzi­ał o nim: „Między nar­o­d­zony­mi z niewiast nie pow­stał więk­szy od Jana Chrz­ci­ciela” (Mt 11,11). Jan był więc nie tylko pro­rok­iem – był świad­kiem, który wskazał na Mes­jasza i odd­ał za Niego życie.


Jan Chrzciciel dziś – prorok i patron

Dziś św. Jan Chrz­ci­ciel jest czc­zony jako patron wielu parafii, zakonów i nar­o­dów. Jego postać inspiru­je do poku­ty, pros­to­ty i odwa­gi w wyz­nawa­niu wiary. Przy­pom­i­na, że przy­go­towanie dro­gi dla Pana to zadanie nie tylko his­to­ryczne, ale codzi­enne. Każdy z nas może być takim „głosem woła­ją­cym na pustyni” współczes­nego świa­ta – zaprasza­ją­cym innych do spotka­nia z Jezusem.

Koś­ciół wspom­i­na Jana dwa razy w roku: 24 czer­w­ca (Nar­o­dze­nie św. Jana Chrz­ci­ciela) oraz 29 sierp­nia (Męczeńst­wo św. Jana Chrz­ci­ciela). Jego życie to żywe wołanie: „Pros­tu­j­cie ścież­ki dla Pana!”, które nie traci na aktu­al­noś­ci nawet po dwóch tysią­cach lat.